Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była chwila po pogromie,
Gdzie stać mogła na wyłomie
Tylko pieśń, jak Duch!
Pieśń, jak upiór i jak mara:
Aż znów miłość, aż znów wiara
Pchnęła dusze w ruch!

Pol nie przestawał tworzyć i przygotowywał drugi tom Pieśni Janusza. Snuł dalej wątek świeżych wspomnień: czas jakiś nad gawędą staroszlachecką wzięła górę nuta ludowa i mieszczańska: Historja szewca Kilińskiego, Obrazy życia górali (Z Podróży); wreszcie synteza niejako idei zbiorowej, promieniejącej już z pierwszych Pieśni Janusza, ale tu świadomie streszczona: Pieśń o ziemi naszej, gotowa już w r. 1835. Łączył Pol w pieśni, co było pozornie rozerwane kordonami. Sławił siły świeże, niezużyte, do życia się rwące: wieśniaka, górala, rzemieślnika. Dał bardzo wyraźne dowody szczerego demokratyzmu i z głębi serca wzdychał ku przyszłości, którą chciał widzieć zdrową a potężną „jak lud kmiecy, co ją dźwignie swemi plecy.“ Szlachcie nie schlebiał zaiste, kiedy „znarowionej“ życzył, by jej Bóg dał „rozum kmiecy“. A o czystość i świętość tego ludu dbał jak o skarb najdroższy, kiedy dawał smutną i przestrogę i przepowiednię zarazem, na góralach naszych sprawdzoną:

„Żal mi, żem góry i ten lud pochwalił,
I sam na siebie prawiebym się żalił,
Bo jako biją szkodnicy jastrzębie,
Tak uderzycie na stado gołębie!

Was nie rozjaśni ten świat swym uśmiechem,
Ani was natchną góry swym oddechem,
Ani was górskie wody nie obmyją,
Ani w was prawdy ludu nie ożyją!