Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

też gdy zbrakło pieniędzy, szedł po nie wprost do Jagny.
Kobieta chciała z początku odczepić się od niego. Ale Niemiec teraz gadał, że należy mu się połowa całego dobytku, piętnaście morgów, bo tylko z jego łaski ma Bartek i Jagna ten grunt i chałupę.
Przychodził więc często w odwiedziny do Jagny i zawsze uniósł, jeżeli nie co gotowizny, to choć ćwierć jakiego zboża na plecach, które karczmarz przyjmował bardzo chętnie.
Z początku było we wsi cicho, ale potem ludzie zwrócili uwagę na częste stosunki Aplasa z domem Bartkowym.
Spostrzegli, że jak rok długi, Niemiec ani na jeden dzień do pracy się nie wynajął, a niema dnia, żeby do karczmy nie wstąpił i wódki sobie pożałował.
Zaczęli więc to tłomaczyć sobie tem, że Jagna z Aplasem znają się bliżej.
I chodziła ta plotka po wsi od baby do baby, od chałupy do chałupy, aż wreszcie pewnego razu jakiś chłop pijany w kłótni powiedział wprost w oczy Bartkowi, co gadają o jego żonie i rudym Niemcu.
Chłop zakipiał cały.
Uwierzył temu odrazu, nie domiarkowawszy się powodu.
W strasznym gniewie przyleciał do chałupy i wprost kułaki zaciśnięte przystawił do oczu żony.
— Co ci to! co ci to! — zawołała przelękniona Jagna.
A gdy powiedział Bartek, o co mu chodzi, zaczęła się śmiać.
Bartek stanął zadziwiony.
Już ją miał bić, ileby wlazło, i spodziewał się, że ona będzie, albo krzyczeć, że to nieprawda, co gadają, albo zaklinać się lub płakać, a ta się śmieje.