Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XX.

Ręka natury wygląd ci niewieści
Nadała licom, o mych uczuć panie,
I takież serce, jeno się nie mieści
W niem fałsz białogłów, ku wszelkiej przemianie,
Skłonnych; twe oko, żywsze od ich oczu,
Gdzie tylko padnie, wszystko zmienia w złoto,
Wszystkie się barwy mienią w twem przezroczu,
Celu ócz mężczyzn i niewiast dziwoto!
Kobietą miałeś być wprzódy, spłonęła
Przecież natura k’tobie już w godzinie,
Gdy cię tworzyła, dodawszy do dzieła
Coś, co odemnie odciąga cię ninie.
Żeś jest dla kobiet, więc idzże niezłomnie
Ku nim z swą żądzą, a z miłością do mnie.




XXI.

Nie jest tak ze mną, jak z Muzą człowieka,
Co złudę piękna zamknie w swoim rymie,
Co po ozdobę do nieb się ucieka
I źdźbło za piękno podaje olbrzymie,
Co napuszone tworzy porównania
Z słońc i księżyców, z skarbów mórz i ziemi,
Co się używać wszech cudów nie wzbrania,
Pod okręgami lśniących niebieskiemi.
Miłość ma szczera, więc też moje wiersze
Niech będą szczere, a ona dla ciebie
Jasna, jak dziecko dla matki najszczersze,
Choć nie tak lśnista, jak gwiazdy na niebie.
Komu przyjemna gadanina pusta,
Niech sobie gada, lecz nie moje usta.