Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
50[130—155]
WILLIAM SHAKESPEARE

DRUGI MORDERCA:
Ja, miłościwy panie, jestem człekiem,
Którego podłe cięgi tego świata
Tak oburzyły, że mało dbam o to,
Cokolwiek zrobię światu na przekorę.
PIERWSZY MORDERCA:
A mnie nieszczęścia tak już umęczyły,
Tak mnie już los się naszarpał, iż życie
Na wszelki hazard wystawię, byleby
Móc je poprawić albo stracić.
MAKBET: Wiecie,
Że Banko wrogiem was obu.
PIERWSZY MORDERCA: To prawda.
MAKBET:
Jest on i moim, a w stopniu tak krwawym,
Że każda jego istnienia minuta
Coraz to głębiej wżera się w me życie.
Mógłbym z otwartem usunąć go czołem —
Mam moc po temu — z przed mego oblicza
I moją świadczyć się wolą; nie mogę
Jednak ze względu na pewnych przyjaciół
Jego i moich, których przywiązania
Nie chciałbym stracić; muszę raczej płakać
Nad dolą tego, którego m am zniszczyć.
I to jest powód, dlaczego pożądam
Waszej pomocy, m askując tę sprawę
Przed okiem świata z różnych, ważnych przyczyn.
DRUGI MORDERCA:
Spełnimy, panie, wszystko, co nam każesz.
PIERWSZY MORDERCA:
Choćby nasz żywot...
MAKBET: Duch z was przebłyskuje
Przyjdę najdalej do was za godzinę:
Chcę wam pokazać, gdzieby się ustawić,