Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
40[270—297]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET: Was obu
Was, a wy o tem nie wiecie... Krynica,
Źródło, z którego wasza krew wytrysła,
Zatamowane! Ten prazdrój na zawsze
Zatamowany!
MAKDUF: W asz królewski ojciec
Został zabity!
MALKOLM: O, przez kogo?
LENNOKS: Zda się,
Ze to zrobili jego pokojowcy.
Ręce i twarze m ieli powalane
Krwią, a tak samo i sztylety, które
Na ich poduszkach krwawych znaleźliśmy;
Wzrok mieli błędny i byli zmieszani.
Nie należało zwierzać ich opiece
Ludzkiego życia.
MAKBET: O, teraz żałuję
Wściekłości swojej, żem ich zabił!
MAKDUF: Czemu
To uczyniłeś?
MAKBET: Któż w jednym momencie
Może roztropnym być i przerażonym,
Umiarkowanym i wściekłym, oddanym
I obojętnym? Żaden człowiek. Pośpiech
Mojej żarliwej miłości wyprzedził
Ociągąjącą się odwagę. Tutaj
Leży on, Dunkan, z tym włosem srebrzystym
W złotych koronkach posoki, z ciętemi
Ran otworami, jak wyłom w naturze,
Przez który wkracza ogrom zniweczenia;
Tutaj mordercy, naznaczeni barwą
Swego rzemiosła, z mieczami, haniebnie
Krwią zbroczonemi. Któżby się powstrzymał,
Mający w sercu miłość i w tem samem