Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[194—218]37
MAKBET - AKT II

MAKDUF: A te trzy rzeczy, mówiąc poszczególnie?
ODŹWIERNY: Ano, panie, czerwony nos, śpiączka i mocz. Co do kochania, panie, to wywołuje i nie wywołuje. Wywołuje chęć, a powstrzymuje wykonanie; dla tego o wielkiem piciu można powiedzieć, że wobec kochania zachowuje się dwuznacznie: rodzi je i uśmierca, podnieca i studzi, zachęca i odstrasza, wzywa do gotowości i gotowość tę ubija. Koniec końcem, wiedzie je do łóżka, a wywodzi w pole.
MAKDUF: Widać tej nocy wywiodło i ciebie.
ODŹWIERNY: A juści, panie, aż mi krtań zatkało; alem mu się odpłacił; byłem, widać, za mocny, bo chociaż mi podcięło nogi, tom zdobył się na fortel i precz je wychlustał.

MAKDUF: Czy pan twój wstał już?
Nasze stukanie go zbudziło. Idzie...

(MAKBET wraca)

LENNOKS: Dzieńdobry, panie szlachetny.
MAKBET: Dzieńdobry.
MAKDUF: Dostojny panie, król już wstał?
MAKBET: Nie jeszcze.
MAKDUF: Kazał się wcześnie wywołać. Tymczasem
Przepuściliśmy godzinę.
MAKBET: Ja mogę
Was zaprowadzić do niego.
MAKDUF: Wiem o tem,
Że trud ten sprawia ci radość, a przecie
Trud to.
MAKBET: Przyjemność podobnych zabiegów
Trud nam osładza. Oto drzwi do króla.
MAKDUF: Odważę go się obudzić, gdyż jest to
Mój przepisany obowiązek.

(wychodzi)