Przejdź do zawartości

Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
59
ODSŁONA III. SPRAWA I.

Wszakże to wczoraj mówiliśmy z sobą?

1. ZBÓJCA.

Tak, dostojny Panie.

MACBETH.

No, rozważyli-ście już moje słowa?
Wiecie od dawna, że to on was gnębił,
Lubo niesłusznie mnie-ście dali winę.
Jużem wyjaśnił na ostatniéj schadzce,
Kto was podchodził i kto was krzyżował;
Podałem sprawców i wraz ich wspólników,
Wszystko co woła na lada śpi-duszę,
I do tępego przemawia pojęcia:
To Banqua dzieło.

1. ZBÓJCA.

Tak jest; w waszych ustach,
Było nam jasne.

MACBETH.

Jużem to dokonał.
Zaszedłem daléj; i właśnie dla tego
Was zamówiłem, na tę wtórą schadzkę.
Czyliż cierpliwość także was zniemogła,
Żeście już na to wszystko obojętni?
Tak was nabożna zleniła pokora,
Że się za tego poczciwego człeka,
I za ród jego, tylko modlić chcecie,
Który żelazną dociskał was ręką,
I waszych puścił po żebranym chlebie?

1. ZBÓJCA.

Znamy się ludźmi, Miłościwy Panie.