Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
52
MACBETH.

Zawisło groźnie nad tą krwawą sprawą;
Jeszcze wysoko dzień na półzegarzu,
A noc już ciemna gasi lampę słońca.
Czy noc rej wiedzie, czy się dzień jéj wstyda
Że cień już pada na oblicze ziemi,
Kiedy ta w pełném jest objęciu światła.

STARZEC.

Tak niezwyczajnie, jak czyn co tu zaszedł;
W ostatni Wtorek górnie wieżujący
W powietrzu sokół, został napadnięty
I zadławiony od myszatej sowy.

ROSSE.

A piękne, szybkie, czoło swego rodu,
(Dziw, jednak pewny) siekiele Duncana,
Nagle zdziczały, wyrwały się z stajni,
Biegły samopas, jakby chciały z ludźmi
Zerwać przymierze.

STARZEC.

Powiedano nawet,
Że się zagryzły.

ROSSE.

Tak jest, to się stało
W zdumiałych oczach moich. Otóż idzie
Tu zacny Macduff.

(Wchodzi Macduff).

Co słychać na świecie,
Powiedzcie, Panie?

MACDUFF.

Alboż wam nie wiedno?

ROSSE.

I cóż wiadomi są sprawcy zabójstwa?