Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
110
MACBETH.
LADY MACBETH.

Precz przeklęta plamo! mówię, precz! — Raz, dwa; no, już czas dokonać. — Czarny jest zamrok piekieł. — Fuj, Milordzie, fuj! żołnierz i tchórz? kogo się nam lękać; niechaj się i dowiedzą; kto jest tak silny aby nas powołał? — Któż by pomyślał że ten starzec tyle jeszcze krwi miał w sobie?

LEKARZ.

Uważacie?

LADY MACBETH.

Than Fify miał żonę; gdzie ona teraz? — I cóż te ręce nie dadzą się odmyć? — Nic już o tem, Milordzie, nic, an wzmianki; wszystko psuje twoje wahanie.

LEKARZ.

Ot masz, masz; dowiedziałaś się czegoś wiedziéć nie była powinna.

SZATNA.

Wyrzekła, co jéj należało zamilczéć; tego jestem pewna. Bóg wie, co ona tam wiedziéć może.

LADY MACBETH.

Wciąż tu krew cuchnie; wszystkie pachnidła Arabij, już nie owonią téj małéj dłoni. Oh! oh! oh!

LEKARZ.

Cóż za westchnienie? jawna w niém rozpacz serca.

SZATNA.

Nie chciałabym nosić tego serca w moich piersiach, za całą chwałę dostojeństwa.

LEKARZ.

Pewnie, pewnie, pewnie.