Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
107
ODSŁONA IV. SPRAWA III.

Jak mąż go wylać. Trudno mi zapomniéć,
Żem na raz wszystkie skarby me utracił.
Bóg na to patrzał i nie miał litości!
Grzeszny Macduffie! za ciebie zginęli;
O nikczemniku! nie własne ich winy,
To twoje grzechy, za nie, oni dusze,
W takiéj okropnéj wypławili rzezi.
Boże im zaświéć!

MALCOLM.

Niech to będzie osłą
Twojego miecza, a na miejsce żalu,
Powołaj wściekłość. Raczej ci należy
Hartować serce, nie miękczyć je próżno.

MACDUFF.

Ja bym podołał łzami jak niewiasta,
Ból mój przedrzeźniać; prawić jak cektownik!
Ależ o Boże, ty skróć wszelką, zwłokę;
Zwiedź mnie i tego wroga Szkocji społem
Czoło na czoło; ustaw go przedemnie,
Jedynie tylko na dłuż mego miecza;
Jeźli mi ujdzie, wtenczas, Wielki Boże!
I ty mu daruj!

MALCOLM.

Oto męzkie słowo;
Spieszmy do króla; wojsko już zebrane,
Jeszcze go tylko pożegnać należy.
Czas na Marbetha; żniwo już dojrzałe;
Gotowe sierpy w niebieskiéj są mocy;
Rozbudźmy męstwo, zbierzmy siły całe,
Po długiéj przecie, zadnieje nam nocy.

(Odchodzą).