Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
103
ODSŁONA IV. SPRAWA III.
MACDUFF.

Patrz, ktoś nadchodzi.

(Wchodzi Rosse).
MALCOLM.

Widzę że ziomek, lecz go nie znam jeszcze.

MACDUFF.

Mój drogi krewny; witamy was tutaj!

MALCOLM.

Już znam go teraz. — Boże! znieś zaporę,
Która nas dotąd przedzielała wzajem.

ROSSE.

Amen, mój Panie.

MACDUFF.

Jakże tam w Szkocyi, żadnéj dotąd zmiany?

ROSSE.

Biedna kraina, ach! ona jak upiór,
Z przestrachem własnéj przygląda się nędzy!
Już nierodzinną nazwać ją nam ziemią;
Raczéj mogiłą. Uśmiech tam niegości,
Chyba u tego który zobojętniał,
Całkiem na wszystko. Powietrze rozlega
Westchnieniem, jękiem i żałośném łkaniem,
A nikt już na to nie zwraca uwagi.
Powszechna rozpacz przesila się w bólu.
Dzwon smętném brzmieniem głosi wciąż żałobę,
Lecz po kim, o to nikt się nie zapyta,
Żywot cnych mężów snadniej tam więdnieje,
Niż kwiat z ich czapek. Zgon wyprzedza słabość.

MACDUFF.

O żywy obraz! i jaka w nim prawda!

MALCOLM.

Jakież najświeższe głoszą teraz klęski?