Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

CIOCIA: Prędzej, prędzej, za pół godziny goście zaczną się schodzić!
POKOJÓWKA: A my bo dawno już byli gotowi, tylko że te miastowe…
LOKAJ I.: Niby mają być do pomocy, a więcej z nimi mitręgi…
CIOCIA: Bogiem a prawdą potrzebni oni, jak piąte koło u wozu… Ale jak młoda pani się chce postawić… (Do lokaja): Stoliki do kart w małym gabinecie przygotowane?
LOKAJ II. (z przedpokoju): Proszę pani, szampan przynieśli!
CIOCIA: Dobrze, zaraz zamrozimy (wychodzi).
LOKAJ II. (do pokojówki): Słowo honoru, że dotąd nie wiem, bez co ten wielki bal dzisiaj!
POKOJÓWKA: Nie wie pan Franciszek? Dziś w tyatrze pokazują sztukę, co ją młody pan napisał.
LOKAJ II.: To niby… krzciny?
LOKAJ I. (wróciwszy): A bodaj cię! Woleliby se inne krzciny…
POKOJÓWKA: Hihihi… Pan Józef zawsze se coś takiego puści…
LOKAJ I.: Ale u naszych państwa wiadomo. Wszystko jakoś inaczej, niż u inszych państwa. Zaczęli se ta wcześnie, bo wcześnie, jak panienka jeszcze panienkom była…
POKOJÓWKA: Hihihi!!