Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
AKT TRZECI.


(Kilkanaście minęło miesięcy. — Jesteśmy w mieszkaniu Bodeńczyka. Ubogi pokoik studencki, ozdobiony tylko kilkoma fotografiami dobrych obrazów i kilkoma kwiatami. Ma on jedną jeszcze, istotnie cenną ozdobę, za porobione na chlebie codziennym oszczędności nabytą, ale ta jest ukrytą w kącie, za draperyą, jakby świętość, zasłonięta przed wzrokiem profanów. Na sofie i krzesłach walizki, porozrzucana garderoba i przedmioty podróżne.
Bodeńczyk przy prostym stole, zastawionym kilkoma książkami i kwiatami; pisze. — Wpada Swara i szykownie już ubrany, salonowy Mirosz).
MIROSZ: I co?
SWARA (równocześnie): I gdzie on?
BODEŃCZYK: Siadajcie. Jak wyszedł rano na próbę, tak dotąd nie wrócił.
SWARA: To chyba nie przyjdzie. (Patrzy na zegarek). Przecie piąta. Za dwie godziny przedstawienie.
BODEŃCZYK (roztargniony): Nie wiem.