Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak pan sądzisz? A czy to będzie bezpiecznie?
— Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Matka, dziecko! Odpowiadam za lud. Uszanuje on kobietę w Księżnej.
— Skoro tak, idź pan do Tuileries, zobacz księżnę Orleanu, poradź jej, oświeć.
— A czemużby pan sam nie miał iść?
— Przychodzę właśnie ztamtąd. Nie wiadomo, gdzie jest księżna; nie mogłem się z nią widzieć, Ale powiedz jej pan, jeśli ją zobaczysz, że jestem dc jej rozporządzenia, że czekam na jej rozkazy. Ach, panie Hugo! oddałbym moje życie za tę kobietę i za to dziecko! Odilon Barrot jest najzacniejszym i najbardziej poświęcającym się człowiekiem, jakiego, znalem, ale jednocześnie jest on przeciwieństwem męża czynu; we wszystkiem, co mówił, w każdem jego spojrzeniu, w całej jego osobie, znać było brak decyzyi.
— Słuchaj mnie pan, najważniejszą rzeczą w tej chwili jest, żeby lud wiedział o wielkich zmianach, jakie zaszły, o abdykacyi, o regencyi. Przyrzecz mi, że pójdziesz rozgłosić te nowiny w swojem merostwie, na przedmieściu, wszędzie, gdzie tylko będziesz mógł. — Zgoda.

Idziemy z p. Moreau w kierunku Tuileries.
Na ulicy Bellechasse galopują konie. Szwadron dragonów przebiega jak błyskawica, jak gdyby uciekał przed człowiekiem, który goni za nim, trzymając w ręku tasak od siekania kapusty.