Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niema już ani Ratusza, ani prefekta, ani prefektury.
Musieliśmy przedzierać się z wielkim trudem przez burzliwy ocean ludzki, zalewający plac przed Ratuszem.
W nadbrzeżnej ulicy de la Mégisserie wznosiła się olbrzymia barykada; dzięki wstędze mera, pozwolono nam przejść. Po za barykadą wybrzeża były prawie puste. Dostaliśmy się do Izby posłów lewym brzegiem.
W Pałacu Burbonów (Izbie posłów) brzęczało jak w ulu, pełno tam było deputowanych, parów i wyższych urzędników. Z dość licznej grupy doszedł mnie cierpki głos Thiersa:
— A! otóż i Wiktor Hugo!
Zbliżył się ku nam, pytając o nowiny z przedmieścia św. Antoniego. Dodaliśmy do nich wiadomości z Ratusza: Thiers ponuro potrząsał głową.
— A tu co? — spytałem. — Przedewszystkiem, czy jesteś pan jeszcze ministrem?
— Ja? Ach, już mnie przegoniono, dawno przegoniono! W tej chwili Odilon Barrot jest prezesem ministrów i ministrem spraw wewnętrznych.
— A marszałek Bugeaud?
— Zastąpiony również przez marszałka Gerard’a. Ale to jeszcze nic. Izba rozwiązana; król abdykował; jest na drodze do Saint-Cloud. Księżna Orleanu jest Regentką. A! fala rośnie, rośnie, rośnie...
Thiers radził nam porozumieć się, panu Moreau i mnie, z Odilon’em Barrot. Nasza czynność w naszej, tak ważnej dzielnicy, mogła być wysoce użyte-