O świcie widzę z mego balkonu gromady ludu, zmieszane z gwardzistami narodowymi, dążące ku merostwu.
Urzędu tego strzegło trzydziestu gwardzistów municypalnych.
Tłum żąda od nich wydania broni. Gwardya odmawia, tłum grozi i huczy.
Między stronami spornemi ukazują się dwaj oficerowie gwardyi narodowej, którzy przemawiają do żołnierzy:
— Chcecież doprowadzić do rozlewu krwi? Po co, na co? Opór wasz byłby bezcelowym.
Gwardziści municypalni składają broń i ładunki i odchodzą nienapastowani.
Mer VIII okręgu, p. Ernest Moreau, prosi mnie, żebym przyszedł do merostwa.
Udziela mi straszną wiadomość o gwałtach na Bulwarze Kapucynek, a potem co kwadrans nowe napływają wieści, coraz to groźniejsze.
Tym razem gwardya narodowa staje jawnie przeciw rządowi i woła: — Niech żyje Reforma!
Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/35
Wygląd
Ta strona została przepisana.
Dzień 24.