Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zachowania i jego fizyognomii jest pomieszanie zakłopotania z pewnością siebie.
Piszę to w chwili, gdy przemawia z trybuny.
Antony Thouret spotkał raz Proudhon’a.
— Źle idzie — mówi Proudhon.
— Czemuż pan to przypisujesz nasze kłopoty? — pyta Thouret.
Pardieu! wszystkiemu winni socyaliści.
— Jakto, socyaliści! alboż pan sam nie jesteś socyalistą?
— Ja, socyalistą! także!
— Taak; więc cóż pan jesteś?
— Ja jestem finansistą.




Blanqui.

Podczas ośmiu miesięcy więzienia, które odsiadywał w Vincennes za sprawę 15-go maja, Blanqui jadł tylko chleb i surowe ziemniaki, odmawiając innego pożywienia. Tylko matka wymogła na nim od czasu do czasu, że wypił trochę bulionu.
Doszedł do tego, że nie kładł już koszuli. Nosił toż samo odzienie od lat dwunastu, swoje odzienie więzienne, łachmany, któremi się popisywał z ponurą próżnością w swoim klubie. Zmieniał tylko buty i rękawiczki, zawsze czarne.
Pomimo to wszystko mył się często, łącząc czystość z cynizmem; miał małe ręce i małe nogi. Był w tym człowieku arystokrata, podeptany przez demagoga.
Głęboko zręczny, bez żadnej obłudy; zawsze jednaki w życiu poufnem i publicznem. Szorstki