Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I.
Izba na dole.

Nazajutrz o zmroku Jan Valjean zastukał do bramy domu Gillenormand. Otworzył mu Baskijczyk. Baskijczyk właśnie był na podwórzu, jakby taki otrzymał rozkaz. Zdarza się czasami, że powiedzą, służącemu: pilnuj czy przyjdzie ten a ten jegomość.
Baskijczyk, nie czekając co powie Jan Valjean, rzekł:
— Pan baron polecił zapytać pana, czy życzy sobie wejść na górę, czy zostać na dole.
— Zostać na dole — odpowiedział Jan Valjean.
Baskijczyk z wielkiem zresztą uszanowaniem otworzył drzwi i rzekł: Pójdę zawiadomić panią.
Pokój, do którego wszedł Jan Valjean, był sklepiony i wilgotny, rodzaj lamusu ciemnego, z jednem okratowanem oknem od ulicy. Izba ta nie należała do tych, które niepokoją miotły i szczotki do zamiatania. Warstwy kurzu spoczywały spokojnie. Nie znano tu prześladowania pająków. Piękna siatka szeroka, dobrze poczerniała i ozdobiona zdechłemi muchami, roztaczała się na szybach okna. Izbę szczupłą i nizką ozdabiał szereg butelek próżnych, ustawionych w kącie. Żółta farba, którą ściana była pomalowana, odstawała od muru szerokiemi płachtami. W głębi na drewnianym kominku, pomalowanym na czarno, palił się