Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Thenardierów, choćby nawet odkrył, że Jan Valjean był na galerach — jakież byłyby następstwa. Azaliżby zmieniły jego serce, lub serce Cozetty? Czyżby się cofnął? Czyżby ją mniej ubóstwiał? I nie chciał zaślubić? Bynajmniej. Nicby się nie zmieniło. Nic więc żałować i nic wyrzucać sobie nie potrzebuje. Wszystko dobrze się stało. Bóg opiekuje się temi pijakami, których zowią zakochanemi. Zaślepiony Marjusz szedł drogą, którąby wybrał jasnowidzący. Miłość zawiązała mu oczy, by doprowadzić dokąd? Do raju.
Ale teraz ów raj miał sąsiedztwo piekielne.
Dawny wstręt Marjusza do tego człowieka, tego Fauchelevent, który stał się Janem Valjean, teraz mieszał się ze zgrozą.
W zgrozie tej wszakże, wyznać trzeba, było nieco litości, a nawet pewne zdziwienie.
Ten złodziej, złodziej recydywista, oddał depozyt. I jaki jeszcze depozyt: sześćkroć sto tysięcy franków! Jemu tylko znaną była tajemnica depozytu. Mógł wszystko zatrzymać sobie, a jednak wszystko oddał.
Prócz tego sam dobrowolnie odkrył swoje położenie. Nic go do tego nie zmuszało. Jeśli wiedziano kto on taki, to tylko od niego. W tem wyznaniu było coś więcej, niż wystawienie się na upokorzenie, było także narażenie się na zgubę. Maska dla skazanego nietylko jest maską — jest ocaleniem. Zrzekł się tego ocalenia. Fałszywe nazwisko zabezpiecza, on odrzucił fałszywe nazwisko. Galernik mógł na zawsze ukryć się w uczciwej rodzinie, ale oparł się tej pokusie. I dlaczego? przez skrupuł sumienia. Sam to wytłómaczył słowy, mającemi piętno niewątpliwej prawdy. Słowem, ktokolwiek był ten Jan Valjean, oczywiście rozbudziło się w nim sumienie. Rozpoczęło się w nim jakieś tajemnicze odrodzenie; i według wszelkiego prawdopodobieństwa, skrupuł oddawna