Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sercu i pogodą w duszy! i zwyciężony, czuł się zwycięzcą! I gdy go zgniotło, podarło, poszarpało na sztuki, sumienie jego straszne, jaśniejące i spokojne, stanąwszy nad nim, mówiło: Teraz idź w pokoju.
Ale wyszedłszy z tak posępnej walki — jakiż ponury pokój, niestety!
Tak więc nigdy nie skończył sprawy ze swem sumieniem.
Tej nocy jednak Jan Valjean czuł, że stacza ostatnią walkę.
Przedstawiało mu się pytanie bolesne, przejmujące.
Przeznaczenia ludzkie nie są proste, wytknięte niby równa droga przed człowiekiem; miewają swe zaułki ciemne i niepokojące rozdroża w przeróżnych kierunkach. Jan Valjean stanął w tej chwili przy jednem z takich rozdroży. Doszedł do ostatecznego kresu, w którym krzyżuje się dobre i złe. Przed oczyma jego duszy stanęły te ciemne rozstajne drogi. I tym razem, jak w innych bolesnych przesileniach, widział otwarte przed sobą dwie drogi: jedną nęcącą, drugą straszną. Którą wybrać?
Straszną drogę doradzał tajemniczy palec wskazujący, który widzimy, ilekroć bystro utkwimy oko w cieniu.
Jan Valjean raz jeszcze miał wybór między straszną przystanią i uśmiechniętą zasadzką.
Więc to jest prawdą? duszę można uleczyć, ale losu nigdy? Rzecz okropna! nieuleczone przeznaczenie!
Pytanie, które mu się przedstawiało, było następujące:
W jaki sposób obchodzić się będzie Jan Valjean ze szczęściem Cozetty i Marjusza? Sam pragnął tego szczęścia, sam je sprawił, sam je narzucił sobie, sam je zagłębił we własne wnętrzności i teraz mógł mieć zadowolenie puszkarza, który dobywając ze swej piersi sztylet krwią dymiący, poznaje na nim znak własnej fabryki.