Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

P. Gillenormand, schwytany za gardło własnym frazesem, nie mógł dokończyć go, ani cofnąć, i gdy córka poprawiała poduszki pod Marjuszem, wzburzony tylu wzruszeniami, spiesznie wybiegł z sypialnego pokoju, zatrzasnął drzwi za sobą i czerwony, zapieniony, z wyszłemi na wierzch oczyma, wpadł na poczciwego Baskijczyka, który czyścił buty w przedpokoju. Porwał Baskijczyka za kołnierz i krzyknął mu w uszy z wściekłością.
— Do stu tysięcy fur beczek djabłów, te rozbójniki go zamordowali!
— Kogo, panie?
— Andrzeja Chenier!
— A tak, panie — odpowiedział przestraszony Baskijczyk.