Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I.
Kanał i jego niespodzianki.

Otóż Jan Valjean znajdował się w ścieku paryskim.
Jest to jeszcze jedno więcej podobieństwo Paryża do morza. Jak w oceanie, nurek zniknąć w nim może.
Było to przejście niesłychane. Będąc w środku wielkiego miasta, Jan Valjean wyszedł po za miasto, i w mgnieniu oka, w przeciągu czasu, potrzebnym na podniesienie i zamknięcie pokrywy, przeszedł z białego dnia w ciemność najzupełniejszą, z południa w północ, z hałasu do ciszy, od bezustannych grzmotów do bezwładności grobowej, i zbiegiem rzeczy jeszcze cudowniejszym, jak na ulicy Polonceau, z najniebezpieczniejszego położenia do najbezwzględniejszego bezpieczeństwa.
Skok gwałtowny do piwnicy, zniknięcie w lochach. Paryża, opuszczenie ulicy, na której śmierć była dokoła, dla tego rodzaju grobu, w którym było życie — wszystko to było chwilą nader dziwną. Jan Valjean przez kilka chwil był jakby oszołomiony, słuchający, osłupiały. Potrzask zbawienia nagle otworzył się przed nim. Niebiańska dobroć ujęła go przez pewien rodzaj podstępu. Cudowne zasadzki Opatrzności!
Jednakże ranny nie ruszał się wcale i Jan Valjean nie wiedział czy ten, którego wniósł do tego dołu, był żyjącym czy umarłym.