Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marjusz zadrżał od stóp do głowy.
Gdy zbliżymy się do kresu życia, umrzeć to znaczy odjechać; gdy jesteśmy w jego początkach, odjechać znaczy umrzeć.
Od sześciu tygodni Marjusz nieznacznie, zwolna, stopniowo, z dniem każdym wchodził w posiadanie Cozetty. Posiadanie czysto idealne, ale głębokie. Jakeśmy już wytłumaczyli, w pierwszej miłości posiada się wprzód duszę niż ciało; później posiada się wprzód ciało niż duszę, niekiedy nie posiada się jej wcale; Faublasy i Prudhommy dodają: bo jej nie ma, ale szczęściem sarkazm ten jest buźnierstwem. Marjusz więc posiadał Cozettę, jak posiadają duchy, ale otaczał ją całą duszą i trzymał zazdrośnie w swej mocy z niezachwianem przekonaniem. Posiadał jej uśmiech, jej oddech, zapach jej szat, głęboki promień jej źrenic niebieskich, delikatność jej ciała, gdy dotykał ręki, rozkoszne jej znamię na szyi, wszystkie jej myśli. Ułożyli się, usypiając zawsze marzyć o sobie i dotrzymali słowa. Posiadał więc wszystkie marzenia Cozetty. Pożerał oczyma a niekiedy dotykał oddechem jej włoski na karku i mówił sobie, że każden z tych włosków należy do niego, do Marjusza. Ubóstwiał wszystko, co na siebie kładła, kokardę jej wstążki, rękawiczki, rękawki i buciki, niby przedmioty święte, których był panem. Marzył, że jest władzcą pięknych grzebyków szyldkretowych, któremi spinała włosy i mówił sobie — był to głuchy szept obudzającej się żądzy — że nie było sznureczka na jej sukni, ani oczka w pończoszkach, ani fałdy w staniku, któreby nie należały do niego. Siedząc przy Cozecie czuł, że jest przy swej własności, przy swojej despotce i niewolnicy. Dusze ich tak zdawały się z sobą zmięszane, że chcąc je odebrać nie poznaliby, która do kogo należy. — To moja. — Nie, to moja. — Zapewniam cię, że się mylisz, z pewnością to ja. — Co bierzesz za siebie, to ja jestem. — Ma-