Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Robił z nim co chciał, igrał jak z dzieckiem, według swej woli i widzimisię. Ojciec Mestienne był pantoflem ojca Fauchelevent. To też Fauchelevent był najzupełniej spokojny.
W chwili gdy korowód żałobny skręcił na ulicę, wiodącą do cmentarza, Fauchelevent spojrzał na karawan i uszczęśliwiony zatarł grube ręce, mówiąc półgłosem!
— A to komedja!
W tem karawan się zatrzymał; stanął przed kratą bramy. Należało pokazać pozwolenie na pogrzebanie zwłok. Żałobnik zbliżył się do odźwiernego cmentarza i coś z sobą mówili. W czasie tej rozmowy, trwającej do dwóch minut, jakiś nieznajomy stanął za karawanem obok ojca Fauchelevent. Podobny był do wyrobnika, miał na sobie kaftan z obszernemi kieszeniami, a pod pachą motykę.
Fauchelevent spojrzał na nieznajomego.
— Kto jesteście? — zapytał.
Człowiek odpowiedział:
— Grabarz!
Kto przeżył po otrzymaniu kuli działowej; w samo serce, wyglądałby jak w tej chwili Fauchelevent.
— Grabarz!
— Tak.
— Wy!
— Ja.
— Grabarzem jest ojciec Mestienne.
— Był.
— Jakto był?
— Umarł.
Fauchelevement prędzejby się wszystkiego spodziewał, tylko nie tego, że grabarz mógł umrzeć. A jednak tak się stało; nawet grabarze umierają. Kopiąc nieustannie doły dla drugich, przygotowują je i dla siebie.