Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tysięcy djabłów, kazać podróżnemu płacić za wszystko, nawet za muchy które jego pies połyka!“
Ten mąż i ta żona, chytrość i wściekłość zaślubione z sobą, było to stadło ohydne i straszne.
Gdy mąż rozważał i kombinował, Thenardierowa nie myślała o wierzycielach nieobecnych, nie troszczyła się o wczoraj ani o jutro, żyła zapyrzona tylko chwilą obecną.
Takie były te dwie postacie. Cozetta między niemi ulegała podwójnemu ciśnieniu, niby istota, którą wspłócześnie mają zgnieść na miazgę koła młyńskie i poszarpać na kawałki kleszcze. Mąż i żona dręczyli ją po swojemu; żona ją tłukła, mąż zmuszał chodzić boso w zimie.
Cozetta krzątała się, myła, czyściła, szorowała, zamiatała, biegała do upadłego, dźwigała ciężary, i drobna, wątła, do najcięższych używaną była robót. Żadnej litości; pani zła jak jędza, pan jadowity. Garkuchnia Thenardierów była jak pajęczyna, w którą wpadła Cozetta drżąc w niej nieustannie. Ta złowroga służba ziszczała ideał ucisku. Cozetta była niby muchą usługującą pająkom.
Biedne dziecię milczało, znosząc wszystko.
Gdy tak świeżo wyszedłszy z łona Bożego te duszyczki wpadną między ludzi maluczkie, odarte, nagie — co się tam w wnętrzu ich dzieje?