Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Puścił rękę Fantiny. Słuchał jak gwarzenia, niby wiatru wiejącego, ze spuszczoną głową, pogrążony w bezdennych dumaniach. Nagle przestała mówić, machinalnie podniósł głowę i spojrzał. Fantina była straszną.
Nie mówiła już, nie oddychała, na wpół podniosła się na pościeli, wychudłe ramię ukazało się z pod koszuli; jej twarz przed chwilą promienna, trupio zbladła, zdawała się na coś strasznego przed sobą w przeciwnym końcu sali patrzeć wielkiemi przerażonemi oczami.
— Boże mój — zawołał. Co ci jest, Fantino?
Nie odpowiedziała, wzrok jej tkwił ciągle na tym samym przedmiocie; jedną ręką poruszyła jego ramię, a drugą dawała znak, by spojrzał za siebie.
Obrócił się i zobaczył Javerta.