Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
133
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

dziej zasępiony i zadumany, niż matka między kolebką pustą a trumienką pełną. Nie wyrzekł ani słowa; czasem tylko, wśród długich przestanków grobowego milczenia, głębokie łkanie wstrzęsło gwałtownie całem jego ciałem.
Zdaje się, że wtedy, szukając w myśli, ktoby mógł porwać cygankę, miał podejrzenie na alchemika. Przypomniał sobie, że Klaudyusz tylko miał klucz od wieży, prowadzącej do celi; przypomniał sobie dwie jego nocne wyprawy i napaści na młodą dziewczynę — pierwszą, której on nawet pomagał, drugą, której przeszkodził. Wszystkie te szczegóły stanęły mu w oczach i upewniły go, że nikt inny, tylko Klaudyusz porwał mu Esmeraldę. Przecież tyle miał dla niego wdzięczności, przywiązania i poświęcenia, tak go czcił i poważał, że, mimo rozpaczy i zazdrości, musiał go oszczędzać.
Gdy właśnie zastanawiał się nad oburzającym go postępkiem Klaudyusza, przysparzającym mu jeszcze więcej bólu, ujrzał przy blasku wschodzącej jutrzenki na jednej z galeryi jakąś postać idącą. Poznał ją — byłto alchemik. Szedł krokiem wolnym i poważnym. Idąc nie patrzał przed siebie, kierował się jakby instynktem ku wieży północnej, spoglądając ku Sekwanie, albo dogóry, jakby coś nad dachami chciał ujrzeć. Sowa często ma ten lot ukośny — w inną stronę patrzy, a w inną leci. Przeszedł w ten sposób nad głową Quasimody, nie spostrzegłszy go.
Głuchy, którego nagle to zjawisko mogilnym chłodem oblało, widział, jak wchodził pod zagłębienie schodów wieży północnej. Czytelnicy wiedzą, że z tej