Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
71
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

cham. Pójdź za mną! Będziesz mię kochała, przekonawszy się, żem cię od śmierci uratował. Nawet nienawidź mię, jeżeli chcesz, ale pójdź, pójdź ze mną! Jutro czeka cię szubienica. Miej litość nad sobą i nademną!
Obłąkany, wziął ją za rękę i ciągnął za sobą.
Ona wlepiła weń wzrok i spytała:
— Co się stało z moim Febusem?
— Ach! ty nie znasz litości! — rzekł, puszczając jej rękę.
— Co się stało z Febusem? — powtórzyła obojętnie.
— Umarł! — odpowiedział.
— Umarł! — mówiła zlodowaciała i nieruchoma — więc cóż mnie po życiu?
On nie słuchał jej.
— O! tak, — mówił jakby do siebie — już nie żyje. Żelazo poszło głęboko; zdaje mi się, że czułem serce pod sztyletem.
Młoda dziewczyna rzuciła się nań jak wściekła tygrysica i pchnęła go na stopnie schodów z nadzwyczajną siłą.
— Idź precz, potworze! precz, morderco! pozwól mi spokojnie umierać! — Niech krew nasza wypiętnuje ci na czole wieczystą hańbę. Ja mam być twoją! ja twoją! Nigdy! nigdy! piekło nas nawet nie połączy.
Mężczyzna powstał ze schodów, odwinął nogi z fałd swej sukni, wziął latarnię i powoli, otworzywszy drzwi, wyszedł. Nagle Esmeralda ujrzała