Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
61
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

nie rzekła. Rzekłbyś, że dwa posągi wzajem na siebie patrzały. Tylko dwie rzeczy zdawały się żyć w grobowcu: knot lampy, który trzeszczał od wilgoci, i kropla wody, monotonnie ze sklepienia spadająca.
Uwięziona pierwsza przerwała milczenie:
— Kto jesteś?
— Znajomy.
Wyraz, ton jego wymówienia, głos tego człowieka dreszczem ją przejęły.
Mężczyzna rzekł ponuro:
— Czy jesteś przygotowaną?
— Na co?
— Na śmierć.
— Ach! — rzecze — czy zaraz?
— Jutro.
Jej głowa, która się była podniosła radośnie, znów opadła na piersi.
— Tak długo czekać, — rzekła — i dlaczegóż nie dzisiaj?
— A więc jesteś bardzo nieszczęśliwą? — zapytał po chwili milczenia.
— Zimno mi — odpowiedziała.
Dotknęła rękami nóg i szczęknęła zębami.
Mężczyzna przez swój kaptur zdawał się rozglądać po więzieniu.
— Bez światła! bez ognia! bez wody! ach! to okropne — rzekł.
— Tak — odrzekła zdziwiona. — Dzień jest dla wszystkich, dlaczegóż dla mnie noc tylko?
— A czy wiesz — zapytał mężczyzna — dlaczego tu jesteś?