Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
24
WIKTOR HUGO.

miło, że godzinę słodko spędzić mi pozwalasz. Sadziłem, że się i z tobą załatwię i na sam czas przybędę na umówioną schadzkę, chociaż nic złego, jeżeli w takich razach kobieta na nas trochę poczeka. — Tu Febus podrapał się po głowie. — Ach! nieszczęście, zapomniałem pieniędzy.
— Oto je masz.
Febus uczuł, jak z zimnej ręki nieznajomego gruba sztuka monety w dłoń mu się wślizgnęła. Nie mógł się wstrzymać, aby nie wziąć monety i nie uścisnąć ręki, która mu ją dawała.
— Na Boga! — zawołał — a to zacny z ciebie człowiek, mój przyjacielu.
— Ale jeden warunek — rzecze nieznajomy. — Dowiedź mi, że rzeczywiście cię obraziłem, to jest, że mówisz prawdę. Ukryj mię w jaki kącik, abym się przekonał, czy to będzie ta sama kobieta, której imię wymieniłeś.
— To mi wszystko jedno — odpowiedział Febus. — Weźmiemy pokój, przy którym jest komórka, z której wszystko dobrze będziesz mógł widzieć.
— A więc pójdź.
— Jestem na twoje usługi, — rzekł kapitan. — Możeś ty dyabeł, tego nie wiem, ale na dzisiaj bądźmy przyjaciółmi. Jutro wypłacę ci długi — pieniężny i honorowy.
I zaczęli iść śpiesznie. W kilka minut potem szum wody dał im znać, że byli na moście świętego Michała.
— Najprzód ciebie wprowadzę, — rzecze kapitan —