Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
16
WIKTOR HUGO.

mieszało się do jego myśli? tego nie wiemy; to tylko pewne, że to magiczne imię Phoebus wiodło go za nimi, że podsłuchiwał każdy wyraz ich rozmowy i uważał na najmniejsze poruszenie. Zresztą nic było łatwiejszego jak słyszeć ich rozmowę, bo mówili głośno, nie zważając na przechodzących. Mówili zaś o pojedynkach, o dziewczętach, pijatyce i innych tym podobnych głupstwach.
Na zakręcie jednej z ulic doszedł ich odgłos bębenka.
Klaudyusz posłyszał, jak oficer mówił do młodzieńca.
— Dalej, przyśpieszmy kroku.
— Dlaczego, Febusie?
— Lękam się, aby mię cyganka nie zobaczyła.
— Jaka cyganka?
— Ta, co ma kozę.
— Esmeralda?
— Tak, ona — zawsze zapominam jej imię. Dalej, nie chcę, żeby mię poznała i zaczepiała na ulicy.
— Alboż ją znasz?
Tu alchemik usłyszał, jak Febus nagłos się rozśmiał, i widział jak, schylony, mówił coś do ucha Jana.
— Czyż doprawdy? — zapytał Jan.
— Na honor! — odpowiedział Febus.
— Tego wieczora?
— Dzisiaj.
— A czyś pewny, że przyjdzie?
— Czyś oszalał? tu żadnej niema wątpliwości.
— Kapitanie, szczęśliwym jesteś rycerzem.