Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
14
WIKTOR HUGO.

W rzeczy samej byłto kapitan Febus de Châteaupers, który stanął pod domem narzeczonej i klął jak poganin.
— Na honor, kapitanie, — mówił Jan, biorąc go za rękę — ze szczególniejszym klniesz zapałem.
— Niech cię piorun trzaśnie! — odpowiedział kapitan.
— Niech cię samego trzaśnie! — odrzekł Jan — ale skądże to, szanowny kapitanie, taki wylew grzeczności?
— Przebacz, mój kolego, Janie! — zawołał Febus, ściskając młodzikowi rękę — rozpędzony koń nie zatrzymuje się w jednej chwili. Ilekroć wychodzę od tych gęsi, pełne mam usta przekleństw, i muszę je wypluć, abym się nie udusił.
— A może się czego napijesz? — zapytał Jan wesoło.
Kapitan uspokoił się natychmiast.
— Chętnie, ale nie mam pieniędzy.
— Ale ja mam.
— To dobrze. Ale skądże?
Jan ukazał sakiewkę z powagą i prostotą. Tymczasem alchemik, pożegnawszy Jakóba Charmolu, podszedł do nich i bacznie uważał.
Febus mówił:
— Sakiewka u ciebie, to jak księżyc w wodzie. Założyłbym się, żeś tu nakładł kamieni.
Jan odpowiedział obojętnie:
— Takiemi kamykami naładowywam swoje kieszenie.