Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
131
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Cóż robił zamknięty? z jakiemi walczył myślami? czy myślał wypowiedzieć walkę namiętności, lub czy gotował nowy plan zguby dla nieszczęśliwej i dla siebie?
Jego brat ukochany, zepsute dziecko, przychodził do niego kilkakroć, pukał, błagał, klął; Klaudyusz mu nie otworzył.
Całe dnie spędzał twarzą oparty o szyby okna. Z tego okna widział izdebkę Esmeraldy; kilkakroć widział nawet ją samą, z kozą, niekiedy z Quasimodem. Zauważył starania i usługi garbusa, jego dla niej uszanowanie i posłuszeństwo. I przypomniał sobie, bo dobrą miał pamięć (a pamięć nowem cierpieniem dla zazdrośnika), przypomniał sobie, jak dzwonnik pewnego wieczora patrzał na tancerkę. I zapytał siebie, dlaczego Quasimodo ją ocalił? Był świadkiem tysiąca scen pomiędzy cyganką a głuchym, i te pantominy zdaleka czułemi mu się zdawały. Wtedy odzywała się w nim zazdrość, której się nigdy nie spodziewał, zazdrość, na którą się oburzał.
— Niechby kapitan, ale ten!
Ta myśl zawracała mu głowę.
Noce były dla niego okropne. Od chwili, jak się dowiedział o życiu cyganki, znikły straszydła i mary grobowe, ścigające go ustawicznie, a ciało znów się burzyć poczęło. Przewracał się na łóżku, czując Esmeraldę tak blisko siebie, piekielne pokusy płomiennemi biczami chłostały mu mózg i ciało.
Każdej nocy jego wyobraźnia malowała mu cygankę w postaciach najponętniejszych. Widział ją uwieszoną u szyi przebitego kapitana, z jej przymkniętemi oczyma, nagą szyją i blademi ustami, w chwili,