Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
101
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

chy spiczaste, wieża Augustyanów, wieża Nesle, wszystkie wyższe punkty, szczerbiąc brzegi tego obeliska, szczególne i fantastyczne czyniły złudzenie. Klaudyusz w stanie rozprzężenia zmysłów, w jakim się znajdował, sądził, że widzi najoczywistszą świątynię piekła; tysiące świateł, rozlanych po całej wysokości olbrzymiej wieży, zdawały mu się kraterami wewnętrznego pieca; odgłosy i szum, stamtąd dolatujący — krzykami i wyciem potępieńców. Wtedy strach go ogarnął, zatkał uszy, aby krzyków nie słyszeć, odwrócił się, aby nic nie widzieć, i oddalił się śpiesznie, uciekając przed tem strasznem widziadłem. Ale widziadło było w nim samym.
Kiedy wszedł na ulice, przechodnie, potrącający się wzajem, zdawali mu się przypływem i odpływem mrowiska widziadeł i cieniów. W uszach mu coś okropnie huczało, a umysł mieszały nadzwyczajne urojenia. Nie widział ani domów, ani bruku, ani wozów, ani mężczyzn, ani kobiet, lecz zamęt przedmiotów, które się z sobą zlewały. Na rogu ulicy Barillerie był sklep korzenny, którego daszek od niepamiętnych czasów był otoczony blaszkami białemi, ze zwieszającemi się od nich świeczkami drewnianemi, które, gdy niemi wiatr miotał, klaskały jak kastaniety. Klaudyusz wyobrażał sobie, że to potrącają się wzajem szkielety z Montfaucon.
— Ach! — mówił do siebie — wiatr nocny pędzi jedne ku drugim i miesza brzęk łańcuchów z szelestem kości. I ona jest może pomiędzy niemi.
Przerażony i odurzony nie wiedział już dokąd szedł. Zrobił kilka kroków i znalazł się na moście