Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
90
WIKTOR HUGO.

a ja tymczasem zajrzę do okna — pustelnica zna mię cokolwiek; dam wam znać, kiedy możecie przyjść.
I poszła sama do okna. W chwili, gdy w celę wzrok zatopiła, jej wesołe rysy zmieniły się nagle, oko łzą zaszło i twarz wykrzywiła się, jakby płaczem. Po chwili położyła palec na ustach i dała znak Mahiecie, żeby się zbliżyła.
Mahietta wzruszona, w milczeniu i na palcach zbliżyła się krokiem, jakim się podchodzi do konającego.
Smutny widok przedstawił się dwom kobietom, patrzącym przez okienko celi.
Celka była bardzo szczupła, więcej szeroka niż długa, sklepiona i podobna do wklęsłości infuły. Na gołej podłodze, w kącie, siedziała skulona kobieta, mająca brodę opartą na kolanach i ręce skrzyżowane na piersiach. Odziana w czarny worek, który ją okrywał szerokiemi fałdami, podobna była do owych straszydeł, jakie się we śnie nam pojawiają. Jej postać nie była ani kobiecą, ani męską, ani podobną do żadnej istoty żyjącej; byłto cień, coś fantastycznego i urojonego. Pod zwojem siwych włosów zaledwie dojrzeć było można twarz wychudzoną, a z pod fałd sukni wychylającą się bosą i pomarszczoną nogę. To widmo grobowca przejmowało trwogą.
Postać ta, jakby przybita do podłogi, zdawała się być bez ruchu, bez myśli, bez oddechu. W chłodnem ubraniu, na kamiennej podłodze, bez ognia, w styczniu, w celi, w okna której wiatr dmuchał, zdawała się nie cierpieć, a nawet nie czuć. Sądzićby można, że stwardniała na kamień i zmarzła na lód w tej