Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.II.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
122
WIKTOR HUGO.

uśmiechem — widzę, że panom oficerom straży królewskiej podobają się oczy cyganek.
— Dlaczegóżby nie? — odrzekł Febus.
Na tę odpowiedź, rzuconą bez zastanowienia, Kolombina śmiać się zaczęła, Dyanna i Amelotta towarzyszyły jej, Florentynie zaś łzy w oczach stanęły.
Cyganka, która na wyrazy panny Gaillefontaine spuściła oczy ku ziemi, teraz podniosła je rozpromienione radością i dumą, i pełne miłości w Febusa wlepiła. Była piękną w tej chwili.
Stara dama, uważająca tę scenę, czuła się obrażoną i nie mogła znieść tego dłużej.
— Najświętsza Panno! — zawołała — a tam co takiego depcze mię po nogach. Ach! przeklęte zwierzę!
Była to koza, która, szukając swej pani, wpadła do pokoju i zawadziła rogami o fałdy sukni damy, spadające do ziemi.
Cyganka, nie mówiąc słowa, usunęła zwierzątko.
— Kózka ma i kopytka złocone! — zawołała Berangera, skacząc z radości.
Cyganka przyklękła i pieścić kozę zaczęła. Rzekłbyś, że ją za zapomnienie przeprasza.
Tymczasem Dyanna schyliła się do ucha Kolombiny.
— Ach, mój Boże! — rzecze — szkoda, że zapomniałam; ta koza ma umieć cudowne sztuki.
— Moja mała, — rzecze Kolombina — niech nas teraz twoja koza zabawi.
Dyanna i Kolombina nalegały na cygankę.
— Każ kozie pokazać jaki cud.