Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
91
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

ta była niewczesną. Cały legion zamknął się za nim i trzej żebracy pochwycić go mogli.
Dobiegł do końca ulicy, która wychodziła na ogromny plac, a na nim widać było, przyćmione mgłą nocną, liczne światełka. Grintoire rzucił się nań, licząc na szybkość swoich nóg.
Onde was, hombre! — krzyknął kaleka, rzucając swoje szczudła i biegnąc za poetą, jak tylko można najlepiej. Tymczasem dwóch innych patrzyło nań iskrzącemi oczyma.
— Gdzież jestem? — zapytał przestraszony poeta.
— W okręgu cudów — odpowiedziało czwarte straszydło, które go już dościgło.
— Na honor — odparł Grintoire — widzę ślepych, którzy patrzą, chromych, którzy biegają, ale nie widzę cudotwórcy.
Głośny śmiech ozwał się zamiast odpowiedzi.
Biedny poeta spojrzał wokoło siebie. W rzeczy samej znajdował się w Okręgu cudów, gdzie nigdy człowiek uczciwy nie zabłąkał się o późnej godzinie; w czarodziejskiem kole, w które oficerowie z Chatelet i sierżanci policyjni wstąpić się boją; w siedlisko złodziei i zbrodniarzy, skąd każdego ranka wylewa się potok występku, żebractwa i oszustwa; w potwornym ulu, w który się zbiegają wieczorem szerszenie towarzyskiego porządku; w miejscu, gdzie cygan, oszust, złodziej rozmaitych narodów, hiszpan, włoch, niemiec, żyd, chrześcianin, mahometanin, bałwochwalca, okryty łachmanami żebrak w dzień, w nocy zmieniał się w rozbójnika; w ogromnej garderobie, gdzie przebierali się