Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
71
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

zwroty; była to prawdziwa cyganka. Mimo że Grintoire był rozczarowany, cały ten obraz nie był dla niego bez ułudy — ogień oświetlał brunatną twarz dziewczyny, a w głąb placu rzucał cień z jednej strony na dom z filarami, z drugiej zaś na ramię szubienicy.
Pomiędzy tysiącem twarzy, które szkarłatem malowało światło, była jedna, która więcej niż inne zdawała się być zatopioną w tancerce. Była to postać mężczyzny surowa, spokojna, ponura. Mężczyzna ten, którego strój zakrywał tłum wokoło otaczający, nie zdawał się mieć więcej nad lat trzydzieści pięć; jednak był łysy i zaledwie na skroniach miał nieco siwych włosów; czoło jego było szerokie i pomarszczone: w oczach przecież błyszczał ogień młodości, życie pełne ognia i żywe namiętności. Patrzył wciąż na cygankę i kiedy młoda szesnastoletnia dziewczyna tańcem wszystkich bawiła, jego zadumanie cochwila zdawało się więcej ponure. Kiedy niekiedy uśmiech albo westchnienie spoczywało na jego ustach, przecież uśmiech zdawał się być przykrzejszym od westchnienia.
Dziewczyna zadyszana zatrzymała się nakoniec, a lud dał jej z serca oklaski.
— Dżali! — rzekła cyganka.
Wtedy Grintoire widział jak do niej przybiegła koza biała, wesoła, żywa, wyczesana, ze złoconemi rogami i kopytami, mająca na szyi kolię złotą i dotychczas spokojnie leżąca na kobiercu.
— Dżali — rzekła tancerka — na ciebie kolej.
I, siadając zręcznie, podała kozie bębenek.
— Dżali, — rzecze — który miesiąc teraz mamy?