Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
53
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

obrazić sobie wszystkie potwory, wszystkie straszydła, wszystkie maski karnawału weneckiego, zgoła cały kalejdoskop fizyognomij ludzkich.
Zabawa stawała się coraz więcej flamandzką; Teniers zaledwie podobny dałby jej obraz. Wszystko się pomieszało bez ładu, wszystko zniknęło w tłumie; nie widać ani uczniów, ani posłów, ani mieszczan, ani kobiet; gdzież się podzieli Clopin Trouille-fou, Idzi Lecornu, Marya Quatrelivres, Robin Poussepain? Jednym wyrazem — wszystko zlało się w jedno. Wielka sala zmieniła się w piec dowcipu i głupstwa, gdzie każde usta krzyczały, każde oczy iskrzyły się, każda twarz wykrzywiała, a wszystko wrzeszczało i wyło. Twarze, które kolejno ukazywały się w rozecie, były jak pochodnie rzucone w ognisko, a cały tłum krzykiem niezgodnym zagłuszał sam siebie.
— Ha! ha! ha!
— Patrz, patrz, patrz.
— Źle, źle, nic nie warto.
— Puszczaj drugiego.
— Wilhelmino Maugerepuis, patrz na ten łeb byczy, tylko mu rogów brakuje, czy to nie twój mąż czasem?
— Otóż drugi!
— Do jasnych piorunów! a to co znaczy?
— Hola! hola! to oszukaństwo, to wcale nie twarz.
— Ha! ha! ha! pociesznie.
— Uduszę się ze śmiechu.
— Otóż temu uszy przez dziurę przejść nie mogą, i t. d. i t. d. i t. d.