Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.I.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
38
WIKTOR HUGO.

Po wejściu ich rozległ się głośny śmiech. Bo to dzień uroczystości uliczników, błaznów, ludu; jednem słowem saturnalia, w które wszystko wolno i wszystko uchodzi. W tłumie słuchaczy były i kobiety znane z mniej porządnego życia, np. Szymona Quatrelivres, Agnieszka Gadine, Robina Piedebou i inne. W takiej mieszaninie ludu wszystkiego się można spodziewać, i Ludwik święty nie bardzo byłby kontent, że w jego pałacu sprawiedliwości podobne odbywają się sceny.
Przytoczyć rozmów i ich szczegółów nie możemy, bo one nikły w ogólnym hałasie, a chociaż wolne słowa wówczas były w modzie, powtarzać je nie uważamy za stosowne.
Kardynał, chociaż lubił wesołość, był smutny, bo widać piekielnie mu ciążyła ambasada flamandzka.
Nie dla tego aby był głębokim politykiem i aby obliczał następstwa z ożenienia swego kuzyna z Małgorzatą Burgundzką, żeby go obchodziło jak długo potrwa pozorna zgoda Francyi z arcy-księciem austryackim, lub jak król angielski przyjmie pogardę swej córki, lecz innego wcale rodzaju miał nieprzyjemność. Powiedzieliśmy na wstępie, że ów Karol de Bourbon, kardynał, arcybiskup, prymas Galii musiał przyjmować ambasadę flamandzką, złożoną z ludzi nieokrzesanych, lubiących piwo i fajki, a musiał ich przyjmować publicznie. Była to zapewne przykrość, a musiał ją podjąć dla króla.
Kiedy odźwierny donośnym zawołał głosem: Panowie, posły arcy-księcia austryackiego, obrócił się ku drzwiom jak tylko mógł najwdzięczniej, a zbyteczne mówić, że cała sala to samo uczyniła.