Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szklanic i noży, klątwy i kłótnie dolatujące przez wybite okna. Poprzez opary i dymy, wydobywające się z wnętrza szynkowni, widziałeś skłębiony rój niezliczonych postaci; od czasu do czasu wybuchały salwy siarczystego śmiechu. Ludzie spieszący za swemi interesami, mijali te oświetlone okna, nie zwracając uwagi na gospodę. Niekiedy tylko jaki obdarty niedorostek wspinał się na palcach aż do okna i rzucał do wnętrza gospody okrzyk uliczny, którym wówczas raczono pijaków.
— Aux Houls, saouls, saouls, saouls!
Wszakże jakiś człowiek przechadzał się wytrwale przed gwarnym szynkiem, zaglądał doń bez ustanku i nie oddalał się od niego bardziej niż szyldwach od swej budki. Okryty był opończą po same uszy. Opończę ową kupił przed chwilą w kramie sąsiadującym z Jabłkiem Ewy, zapewne dlatego, by zabezpieczyć się od marcowego chłodu, a może dla ukrycia swego stroju. Co kilka minut zatrzymywał się przed oknem gospody; nasłuchiwał, zaglądał i tupał nogami.
Wreszcie otworzyły się drzwi szynku. Na to właśnie zdawał się czekać. Dwóch podpitych mężczyzn wytoczyło się z gospody. Pas światła który wybiegł przez otwarte drzwi, zaczerwienił na chwilę wesołe ich twarze. Człowiek w opoń-