Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Prokurator odwrócił się osłupiały; sądził, że mu ktoś rękę ujął w kleszcze żelazne. Oko księdza pałało, zwrócone wciąż w stronę pająka i muchy. O, tak, niezawodnie, — mówił KJaudjusz głosem, idącym, zdawało się, z głębi jego wnętrza. Jest to symbol wszystkiego. Buja, weseli się, tylko co na świat przyszła; szuka wiosny, czystego powietrza, wolności! O tak! Ale niechno się natknie na sieć fatalną, wyskoczy wówczas pająk, pająk obrzydliwy. Biedna tancerka! biedna mucha skarana! Mistrzu Jakóbie, daj pokój, to przeznaczenie!... Niestety, pająkiem jesteś... ty Klaudjuszu. I muchą również... Leciałeś ku wiedzy, ku światłu, ku słońcu. Pragnąłeś czemprędzej dostać się na wolne powietrze, dotrzeć do jasnego dnia prawdy wiekuistej; ale rzucając się ku oślepiającemu oknu, wychodzącemu na świat inny, na świat jasności pojęcia i nauki, nie spostrzegłeś, mucho ty ślepa, doktorze niebaczny, cienkiej tej sieci pajęczej, rozciągniętej ręką losów między światłem i tobą; runąłeś w nią na oślep, szaleńcze nędzny i szamoczesz się oto teraz, z głową pobitą i połamanemi skrzydłami, w żelaznych obręczach przeznaczenia. Mistrzu Jakóbie! mistrzu Jakóbie! pozwól niech pająk zrobi swoje!
— Ależ zapewniam Waszą wielebność, — mówił Charmolue, patrząc na księdza ze zdumie-