Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dwóch moich przyjaciół postanowiło kupić chrzestną bieliznę na podarek dla dziecka pewnej ubogiej wdowy z zakładu Haudrjetek. Chodzi tutaj o spełnienie chrześcijańskiego obowiązku. Będzie to kosztowało trzy złote, a chciałbym należeć do składki.
— Jak się nazywają ci twoi przyjaciele?
— Piotr Maczugan i Baptysta Łowiptak.
— Hm! — rzekł archidjakon, — nazwiska te zgadzają się z dobrym uczynkiem, jak armata z ołtarzem.
To pewna, że Jehan bardzo źle wybrał nazwiska swych przyjaciół, zrozumiał to sam, ale zapóźno.
— Zresztą, — mówił dalej ksiądz Klaudjusz, — cóż to za podarunek, który ma kosztować trzy złote i to dla dziecka kobiety od Haudrjetek? I od kiedyż to wdowy z zakładu Haudry’ego, mają dzieci w pieluszkach?
Jehan raz jeszcze wypłynąć musiał na czystą wodę.
— A no, więc cóż? — zawołał, — potrzebuję pieniędzy, żeby się zabawić dzisiejszego wieczoru z Izabelką Thierrye w Rajskiej dolince.
— Rozpustniku nędzny! — krzyknął ksiądz.
— Αναγνεία — rzekł Jehan.
Ta cytata, wzięta ze ściany celki i przytoczona być może w złośliwej myśli, sprawiła na