Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Najjaśniejszy panie, nie należałem do niej.
— Ach ty dudo słomiana! alboż cię czaty nie pochwyciły w łajdackiej tej kompanji?
— Nie najjaśniejszy panie; zaszła pomyłka. Fatalność czysta. Tragedję piszę. Błagam Waszej Królewskiej Mości, byś mnie łaskawie wysłuchać raczył. Jestem poetą. Taka już melancholika ludzi mojego stanu, że chodzą po ulicach w nocy. Szedłem właśnie tam tędy tego wieczora. Traf straszliwy. Niesłusznie mnie przytrzymano; nie winienem tej burdy domowej. Wasza królewska mość widzi, że mnie szałasznik nie pozna. Zaklinam W aszą Królewska...
— Milcz‑że, niech cię choroba! — powiedział król, połykając dekokt z niesmakiem uszy nam pozakładasz:
Tristan Hermita postąpił i wskazując Gringoire’a:
— Najjaśniejszy panie, możnaż i tego także powiesić? — spytał. Było to pierwsze słowo, z jakiem się tego wieczora odezwał.
— Ba! — odrzekł król niedbale.
— Nie widzę przeszkody żadnej.
— Ale ja najjaśniejszy panie, przepaść widzę — zawołał Gringoire.
Filozof nasz zielonym był tej chwili jak