Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełnij swą powinność. Żgaj! rznij! łup z nich skórę, wieszaj, rabuj!... A! rządzić i sądzić wam się zachciewa, jaśnie wielmożni moi panowie! Hej ludu! wal, pal!...
Tu raptem urwał, zagryzł wargi, jakby dla zatrzymania myśli, która mu z ust wyskoczyła. Porwawszy nagle obiema rękami za czapkę, spojrzał w nią do dna i rzekł: — O! spaliłbym cię na popiół, gdybyś wiedziała, jakie są zamiary w mej głowie.
Poczem, oprowadziwszy raz jeszcze dokoła siebie baczny i niespokojny wzrok lisa, oględnie wracającego do swej nory powiedział:
— Trudna rada! pomożemy panu staroście. Na nieszczęście, mało, bardzo mało wojska mamy tu w tej chwili przeciw tak mnogiemu motłochowi. Trzeba czekać aż do jutra. Przywrócimy porządek w grodzie. Co wpadnie w nasze ręce, postronka nie ujdzie.
— Ach, zapomniałem najjaśniejszy panie — odezwał się kum Coictier — na śmierć zapomniałem w pierwszej chwili trwogi że czaty przychwyciły dwóch maruderów z bandy. Jeżeli Wasza królewska Mość chce zobaczyć tych ludzi, to są właśnie tu.
— Czy ich chcę zobaczyć? — krzyknął król. — Ależ, przez Bóg żywy! czy to już i o takich rze-