Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zamiast nibyto godła, znajdował się przepysznie napeckany malunek, przedstawiający w niebieskim polu brzęczącą monetę i kury nieżywe, z tym kalamburem u spodu: „Pod dzwonnikami niboszczyków“.
Pewnego wieczora, w chwili kiedy ze wszystkich wieżyc paryskich otrąbiono: gaście­‑ognie! pachołkowie czatni, gdyby im danem było wchodzić na straszny Dziedziniec­‑Cudów, mogliby byli zauważyć, że w gospodzie hołotników większy jeszcze był ścisk i rwetes niż zwykle, więcej solono zaklęciami i więcej solone zapijano niż zwykle. Na zewnątrz szynkowni mnóstwo było po całym placu rozrzuconych gromad, które takim rozmawiały głosem, jakby się wielki jaki wyknuwał zamach, a tu i ówdzie spostrzegałeś we dwoje skulonego urwisa i ostrzącego o kamień nędzne jakieś żelaztwo.
W samym atoli szynku z rozmów pijaków i szulerów niktby nie odgadł co się właściwie święciło. U każdego wlokła się u nóg jakaś broń połyskująca, rapir, oksza, ogromna klinga obosieczna, lub hak od starej śmigownicy.
Izba okrągłego kształtu była dość obszerną, lecz stoły ściśnięte i tłumy dokoła nich napakowane, czyniły, że wszystko co szynkownia obejmowała, mężczyźni, kobiety, ławki, dzbany, zdrowi i kaleki, zdawało się być ułożonem w kupę