Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak mateczko chrzestna — odpowiedziała Berangera.
Trudno było wątpić; dziecko nie umiało pisać.
— To jest jej tajemnica! — pomyślała Fleur­‑de­‑Lys.
Na okrzyk dziecka zbiegli się wszyscy, matka, młode panny, cyganka i kapitan.
Cyganka spostrzegłszy popełnioną przez kozę niedorzeczność, zarumieniła się, zbladła i zaczęła drżeć przed kapitanem, jak winowajca; ten zdziwiony spoglądał na nią z uśmiechem zadowolenia.
Phoebus! — szeptały młode panny zmieszane, — imię kapitana!
— Masz nadzwyczajną pamięć! — rzekła Fleur­‑de­‑Lys do skamieniałej z trwogi cyganki.
Poczem śród łez i łkania powiedziała z boleścią, zakrywając sobie twarz ślicznemi rękoma:
— O! ta czarownica! — Głos zaś jeszcze bardziej gorzki dodał w głębi jej serca: — Rywalka!
Upadła zemdlona.
— Moja córka! moja córka! — krzyknęła przestraszona matka. — Precz cyganko piekielna!
Cyganka w mgnieniu oka zebrała nieszczęśliwe litery, skinęła na Dżali i wyszła przez jedne