Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
658

zamknięte? Teraz już odchodzę. Ot, skryłem się za ścianę. Możesz już pani otworzyć oczy.
Coś boleśniejszego jeszcze, niż same te słowa, słyszeć się dawało w dźwięku i tonie, z jakiemi wyrzeczone zostały. Wzruszona cyganka otwarła powieki. W okienku istotnie nie było nikogo. Podeszła ku otworowi i zobaczyła biednego garbuska, skurczonego w kątku pod ścianą, w postawie ofiarnej i bolesnej. Usiłowała przemóc w sobie wstręt, jaki w niej nieszczęśliwy budził.
— Chodź że! — rzekła łagodnie.
Z poruszenia jej ust, Quasimodo wniósł, że go odpędza; powstał i oddalił się kulejąc, zwolna, z pochyloną głową, nie śmiąc nawet podnieść na młodą dziewczynę wzroku pełnego rozpaczy.
— Chodź że! — krzyknęła nań.
Ale nieborak wciąż się oddalał. Wtedy wybiegła z celki, rzuciła się za nim i za ramię go pochwyciła. Poczuwszy jej dotknięcie, Quasimodo drgnął całem ciałem. Podniósł błagalne swe oko, a widząc że go dziewczę w swą stronę ciągnęło, zawracało, rozpromieniał cały z radości i rozczulenia. Ona pragnęła wprowadzić go do swojej celki; ale on upierał się przy progu.
— Nie, nie, — mówił — sowa nie wchodzi do gniazdka jaskółki.