Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

samą myśl, że ona także podąży tu może za nim, gdyby się to było stało, byłby niezawodnie skonał z trwogi.
Ona tymczasem zbliżyła się tylko do wejścia na schody, zatrzymała się moment przy nich, głęboko popatrzyła w cień, i poszła dalej. Wydała mu się słuszniejszą niż za życia; księżyc przeświecał przez jej sukienkę; słychać było jej oddech.
Gdy się oddaliła, on począł zstępować ze schodów; zwolna, spokojnie, wzorem widma, które mu się pokazało — sam siebie brał już bowiem za upiora — struchlały, dziki, z najeżonemi włosami, ze wzrokiem obłąkanym, wciąż ze zgaszoną lampką w ręku; i schodząc tak po stopniach kręconych, dobitnie wciąż słyszał w uszach powtarzający się szyderczo głos jakiś:
„I duch przeszedł przed obliczem mojem, i słyszałem tchnienie słabe i włosy powstały na ciele mojem“.