Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

konia u haka przy bramie i wesoło pobiegł ku pokojom pięknej swej narzeczonej.
Zastał ją z matką samotnie.
Lilji nie przestała ciążyć na serduszku scena z tancerką, kozą i alfabetem. Szczególnie trudno jej było pogodzić się z długą nieobecnością Phoebusa. Jednakże, gdy ujrzała rotmistrza wchodzącego, gdy zobaczyła jego postawę dziarską, mundur nowiutki, pas lśniący i wyraz twarzy istotnie rozkochany, niepodobna jej było wstrzymać się od żywego rumieńca zadowolenia. Poczciwa dziewczyna i sama też wyglądała powabniej niż zwykle. Przepyszne jej jasne włosy splatały się w warkocz zachwycający; ubrana była od stóp do głowy w ów błękit niebieski, co tak doskonale licuje z białością śnieżną, a o czem się pod sekretem dowiedziała o Kolumby; wzrok zaś jej był przyćmiony miłosną ową tęsknicą, która płci naprawdę białej więcej jest jeszcze do twarzy, niż niebieskie błękity.
Phoebus, który od kilku tygodni w kwestji piękna zmuszonym był poprzestawać na dziewkach z Queue­‑en­‑Brie, od razu upojony został widokiem Lilji, co z kolei jego samego ubrało w pozory tak nadskakujące i rzetelnie zachwycone, że pokój podpisany został bez przydłuższych formalności, natychmiast. Sama nawet pani Gondelaurier, po staremu zawsze odpoczywająca w sze-